Upewnił się pytając ponownie: „Turyn to twoje ulubione włoskie miasto? A byłeś w Rzymie, Neapolu, Mediolanie, Wenecji? No tak. Byłem. I choć widziałem jeszcze kilka innych, w tym Teorminę czy Bergamo to jako miasto, miasto, do życia wybrałbym Turyn.
Jest w Turynie i urok niezatłoczonych uliczek Rzymu czy Paryża, i widoki na Alpy i wciąż nieturystyczne kawiarnie. Jest masa muzeów, jak muzeum filmu, automobilizmu etc. czy innych miejsc ze sztuką – zarówno streetartową czy tą włożoną w ramy instytucji – ja akurat trafiłem na wystawę fotografii Mitcha Epsteina – American Nature. Wiadomo, że region słynie z trufli, więc tatar z truflą smakował wybitnie, podobnie jak pierwsze lepsze czekoladki, bo to właśnie w Turynie narodził się ten smakołyk, trudno więc trafić na niesmaczną.
Ale najbardziej w Turnie lubię snuć się ulicami i obserwować toczące się życie. Obserwuję z zazdrością radość wynikającą z „dolce far niente”. Lubię się dać zaskoczyć, kiedy blisko centrum miasta otwierają się na ulicach bazary z rzeczami z demobilu. Lubię kiedy słonce próbuje wedrzeć się na nie tak bardzo zatłoczone jeszcze ulice. I lubię espresso za 1,2 euro.
Uwielbiam snuć się pod licznymi turyńskimi arkadami. Zaglądam raz po raz w witryny licznych sklepów – zarówno topowych marek, jak i małych manufaktur. Zdarzają się także miejsca przypadkowych odkryć, jak mini muzeum przyrządów piśmienniczych.
No i jest jeszcze Juventus
Dawno mnie w Turynie nie było. I choć spędziłem w nim niewiele czasu, to przyjemnie było odwiedzić to miasto ponownie. Zapraszam na kilka kadrów i spacer po ulicach stolicy Piemontu.









































