Cho z nami!
podróże

podróże

Te małe i te duże. Podróże. Trochę chodzimy, trochę jeździmy, trochę latamy, trochę pływamy. Nie potrafimy się zdecydować, z jakiej perspektywy świat podoba nam się najbardziej.

Niemniej zachęcamy do odkrywania go razem z nami, a przede wszystkim do odkrywania świata – tego w bliższej i dalszej okolicy – na własną rękę:)

Poniżej znaleźć można wszystkie nasze wpisy podróżnicze:) Zapraszamy do lektury!

Cho z nami odkrywać świat!

Dom pod dachem świata

Dla wielu dotarcie tutaj to spełnienie marzeń życia. Dla niego to dom i miejsce pracy. Pasang Tshering Sherpa prowadzi jedno z najwyżej położonych schronisk w Himalajach. Przeczytajcie rozmowę.

Historie niedokończone

wikunie - kalendarz - zdjecie okładkowe w listopadzie

Dopadło mnie nagle, jak choroba wysokościowa, jak atak paniki, wtedy w Himalajach, kiedy niczym zombie w nocy wstałem prosząc Anikę by otworzyła okna, bo nie mogłem oddychać. Przed oczami pojawiały się skrawki wspomnień, niedokończonych historii. Katusze przez chwilę przeżywałem, podobnie jak z poniższym tekstem, który powinienem był zacząć i skończyć tym jednym zdaniem: zmęczenie dopadło mnie niespodziewanie…

Ananasy z naszej klasy

„Ciepło” – to słowo, które oddaje esencję Polinezji. Ale wcale nie chodzi o żar słońca czy temperaturę oceanu, choć też, lecz przede wszystkim o serdeczność ludzi i niepowtarzalny rytm życia, który porywa w ramiona każdego, kto tylko pozwoli sobie na chwilę zapomnienia.

Wakacje na Dominikanie – gdzie Polak nas oszukał, a Niemka ugościła

Lipiec, wakacje, słońce, woda, plaża – przewróciłem właśnie kartę z kalendarza i przeniosłem się na Dominikanę. Wahałem się z wyborem tego zdjęcia, bo wydawało mi się takim standardowym lanszaftem, a poza tym przywodzi ono na myśl drobną nieprzyjemność… Ale teraz patrzę sobie na nie i myślę, że nie ma bardziej wakacyjnej fotki, która mogłaby trafić na kartę kalendarza w pierwszym miesiącu wakacji. No właśnie, wakacje. Po to polecieliśmy w grudniu na Dominikanę – żeby zrobić sobie wakacje, mniej więcej w połowie naszej podróży dookoła świata. Przeczytajcie.

Cisza i ogień (przed burzą piaskową)

Na koniec dnia liczyły się tylko: Światło, przestrzeń i cisza. I ten niesamowity spokój. Ludzi było mniej – DeadVlei mieliśmy prawie na wyłączność. Rano też była cisza, ale nie wiedzieliśmy jeszcze, że jest to cisza przed burzą. I był też ogień. I ten wszechobecny pomarańcz, który będzie kojarzył się nie tylko z Namibią i wydmami, ale także z migającą kontrolką napędu 4×4.

Przeklęte plastykowe pieniądze i piękne Peru

Cud, że nie zszedłem na zawał, cud, że pogoda dopisała (przynajmniej w kluczowym momencie) i cud, że ta krótka przygoda w Aquas Calientes zakończyła się happy endem.
I tylko bóg stwórca Wirakocza raczy wiedzieć, jak wiele nerwów kosztowała mnie możliwość zobaczenia na żywo tego cudu.

1 2 5