W 307 dni dookoła świata
W 307 dni dookoła świata

W 307 dni dookoła świata

10. września 2023 roku spakowani w dwa duże i dwa małe plecaki ruszyliśmy z Aniką w podróż dookoła świata. Wróciliśmy niedawno. Spłukani. Ale jednocześnie niezwykle bogaci. W doświadczenia, wspomnienia i cudowne przeżycia. Przeczytajcie krótkie podsumowanie naszej przygody.

Jeszcze nie potrafię, i raczej nigdy nie będę potrafił, ubrać jej w słowa. Sprawnie, z polotem, tak, by uczyć, bawić, by oddać ogrom przeżyć z wielu różnych skal, biegunów emocji, które działy się w wielu różnych światach i miejscach. To by musiała być książka. Trochę goryczy bym do niej wetknął i nostalgii ale byłaby głównie piękna i radosna:) Niepowtarzalne i niesamowite to było doświadczenie.

Podróż liczyła dokładnie 307 dni, podczas której pokonaliśmy około 110 tys. Kilometrów. Odbyliśmy 35 lotów, niezliczoną ilość godzin spędziliśmy w autobusach, tuk-tukach, na promach i w innych środkach transportu. Przejechaliśmy 12 tys. kilometrów campervanem po Australii, 6,5 tys. kilometrów po Nowej Zelandii, a około 3 tys. kilometrów, w tym aż 300 kilometrów podróżowaliśmy po drogach parku narodowego Etosza w Namibii za kółkiem Toyoty Hillux mieszkając na kempingach w namiocie dachowym.

Najwyżej byliśmy na Kala Pattar – 5644 mnp. z oszałamiającym widokiem na Mount Everest. Najniżej – 20 metrów poniżej poziomu morza, nurkując i podziwiając podwodny świat w Zatoce Tajlandzkiej.

Gryzły nas pluskwy w Kolumbii, kąsały muszki w Nowej Zelandii (co skończyło się wizytą w szpitalu), a w niektórych krajach skubali nas uliczni sprzedawcy😊

Do listy widzianych już wcześniej Cudów Nowożytnego Świata dołączyły kolejne: Machu Picchu (Peru) i Piramida w Chichen Itza (Meksyk). W planach mieliśmy jeszcze Tadż Mahal, ale odpuściliśmy, ponieważ w Indiach było jakieś 50 stopni, co w zasadzie uniemożliwiałoby zwiedzanie tego kraju.

Ta podróż, choć trwała 10 miesięcy, minęła jakby była maksymalnie miesięczna. Schudłem, zajechałem na amen 4. obiektywy, 3. karty, 2. aparaty i drona. Ale to nieważne. Warto było, bo Ziemia zwiedzona:)

W sumie zobaczyliśmy 22 kraje, na 5 kontynentach, stając na równiku – w Ekwadorze i trzykrotnie na Zwrotniku Koziorożca w trzech różnych krajach – Chile, Namibii i Australii.

Podczas niemal każdego z 307 dni podróży doświadczaliśmy czegoś wartego zapamiętania. Anika urodziny spędziła gapiąc się na Nowy Jork z jednego z najwyższych budynków w tym mieście i bawiąc się w najlepsze na Broadwayu, moim prezentem na urodziny były natomiast widziane z bliska lwy i gepardy podczas odwiedzin w Etoszy. W wigilię raczyliśmy się stekami w Buenos Aires, sylwestra spędziliśmy na dominikańskiej plaży tańcząc z miejscowymi, paląc lokalne cygara i popijając cuba libre, a w Wielkanoc wzięliśmy udział w kilku różnych procesjach, na punkcie których Filipińczycy są szalenie zakręceni.

Wspomniałem już o Nowym Jorku, to tam zaczęliśmy naszą przygodę. Ta tętniąca życiem metropolia, po której chodzisz z nosem zadartym do góry była pierwszym przystankiem w drodze do obłędnie zielonej 𝗞𝗼𝗹𝘂𝗺𝗯𝗶𝗶.  Stamtąd pojechaliśmy do 𝗘𝗸𝘄𝗮𝗱𝗼𝗿𝘂, gdzie odwiedziliśmy dwa najpiękniejsze miejsca na Ziemi, czyli Galapagos i Amazonię. Następnie spędziliśmy wspaniały czas w 𝗣𝗲𝗿𝘂, w większości powyżej 3 tys. metrów, daliśmy się oczarować 𝗕𝗼𝗹𝗶𝘄𝗶, a po wizycie w 𝗖𝗵𝗶𝗹𝗲 zajrzeliśmy jeszcze do 𝗔𝗿𝗴𝗲𝗻𝘁𝘆𝗻𝘆. W przypadku tych dwóch ostatnich krajów wiadomo, że interesowały nas głównie krainy geograficzne, takie jak Patagonia i Ziemia Ognista. Przez Dominikanę, Meksyk, z kilkukodzinnym przystankiem w San Francisco trafiliśmy na 𝗣𝗼𝗹𝗶𝗻𝗲𝘇𝗷ę 𝗙𝗿𝗮𝗻𝗰𝘂𝘀𝗸ą, skąd polecieliśmy do 𝗡𝗼𝘄𝗲𝗷 𝗭𝗲𝗹𝗮𝗻𝗱𝗶𝗶. Później przyszedł czas na 𝗔𝘂𝘀𝘁𝗿𝗮𝗹𝗶𝗲̨ – tam chcieliśmy zostać na zawsze, ale koniec końców polecieliśmy dalej. 𝗠𝗮𝗹𝗲𝘇𝗷𝗮 była naszym pierwszym przystankiem w Azji, dalej 𝗙𝗶𝗹𝗶𝗽𝗶𝗻𝘆, gdzie – uwierzcie mi lub nie, ale mieszkają najmilsi ludzie na świecie. Następnie wyskoczyliśmy na chwilę do 𝗧𝗮𝗷𝗹𝗮𝗻𝗱𝗶𝗶, by zrobić kurs nurkowy, odwiedziliśmy Angkor Wat w 𝗞𝗮𝗺𝗯𝗼𝗱𝘇̇𝘆, a potem złapaliśmy lot do 𝗡𝗲𝗽𝗮𝗹𝘂. Trekking do Everest Base Camp choć niesamowity, dał nam trochę w kość, więc musieliśmy odpocząć na 𝗦𝗿𝗶 𝗟𝗮𝗻𝗰𝗲, która poza sezonem jest naprawdę urokliwa, kiedy możesz się cieszyć spokojem i pięknem wyspy.

Na deser zostawiliśmy sobie Afrykę – 𝗞𝗲𝗻𝗶𝗲̨, 𝗧𝗮𝗻𝘇𝗮𝗻𝗶𝗲̨ i 𝗡𝗮𝗺𝗶𝗯𝗶𝗲̨, kraje pełne dzikiej przyrody i zdecydowanie spektakularnych krajobrazów.

Prześlizgnąłem się w tym opisie naszej podróży po miejscach, w których byliśmy, a gdzie tu miejsce, by opisać nasze spotkania ze zwierzętami? Gdzie miejsce na relację ze spotkania z ludźmi? A gdzie miejsce, by opisać wszystkie te miejsce, na nizinach, wyżynach, górach z przecudownymi widokami? Gdzie miejsce, by opisać wszystkie przygody w powietrzu i na wodzie? Może innym razem.

A wszystko to zaczęło się – jak to zazwyczaj bywa – od marzeń. Chociaż wielokrotnie rozmawialiśmy na temat jego realizacji, dopiero zbieg okoliczności, w tym m.in. tego niefortunnego, w postaci włamania do naszego mieszkania i kradzieży części oszczędności, pchnęły nas do wyjścia ze strefy komfortu. Okradziono nas z przedmiotów i pieniędzy, ale nie zabrali marzeń 😛 stąd nieco na przekór złemu losowi, postanowiliśmy je zrealizować…

Dlatego zachęcamy, by realizować marzenia, nie zostawiać ich na później i życzymy Wam drodzy Czytelnicy ich spełniania, bo żałować można tylko tego, czego się nie zrobiło.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *