Dom pod dachem świata
Dom pod dachem świata

Dom pod dachem świata

Dla wielu turystów dotarcie tutaj to spełnienie marzeń życia. Dla niego to dom i miejsce pracy. Pasang Tshering Sherpa prowadzi jedno z najwyżej położonych schronisk w Himalajach. W szczerej rozmowie opowiada o cenie, jaką płaci się za życie w chmurach, o topniejących lodowcach, które widzi z okna, i o tym, dlaczego milczenie zimy bywa trudniejsze od mrozu.

Pasang Tshering Sherpa
Pasang Tshering Sherpa

Włodzimierz Włoch: Jesteśmy w miejscu, które zapiera dech w piersiach. Ale zanim porozmawiamy o widokach, powiedz proszę kilka słów o sobie. Skąd jesteś i co skłoniło cię do prowadzenia biznesu w tak ekstremalnym miejscu?

Pasang Tshering Sherpa, właściciel Tananka Inn pensjonatu w miejscowości Gokyio w Himalajach, z najwyżej położoną galerią sztuki: Urodziłem się i wychowałem w regionie Khumbu, w małej społeczności Szerpów otoczonej przez góry. To miejsce od zawsze było moim domem. Przez lata obserwowałem, jak kluczowa dla naszego przetrwania jest turystyka. Dorastałem, patrząc na ciężką pracę moich rodziców w branży hotelarskiej – witali wędrowców i wspinaczy z całego świata. Ich poświęcenie zainspirowało mnie do kontynuowania tej tradycji. Prowadzenie schroniska (lodge’u) w Gokyo pozwala mi zachować więź z rodzinną ziemią, wspierać bliskich i dzielić się pięknem tego regionu z ludźmi z wielu krajów.

Panorama miejscowości Gokyio, teahouse Tananka Inn pierwszy po prawej

Zacznijmy od podstaw, czyli logistyki. Turysta po prostu przychodzi, płaci i oczekuje łóżka oraz ciepłego posiłku. Ale dotarcie tutaj oznacza lot, a potem wiele dni marszu. Jak wygląda zaopatrzenie w takim miejscu? Ile kosztuje wniesienie tutaj butli z gazem, worka ryżu czy kilograma soli?

Prowadzenie schroniska w Gokyo to zajęcie dające satysfakcję, ale jednocześnie ekstremalne wyzwanie. Turyści widzą zazwyczaj tylko efekt końcowy: ciepły pokój i gorący posiłek. Nie widzą ogromu wysiłku, który za tym stoi.
Wszystkie zapasy muszą być wniesione na plecach tragarzy lub na grzbietach jaków z Lukli lub Namche Bazaar. Transport pojedynczej butli z gazem, worka ryżu czy nawet kilograma soli trwa wiele dni. Z tego powodu ceny rosną drastycznie. Butla z gazem kosztuje tu wielokrotnie więcej niż w mieście, ponieważ jej wniesienie zajmuje tragarzowi od 3 do 5 dni. Każda torebka warzyw, każda deska, każdy litr paliwa przybywa tą samą drogą – szlakiem. Opóźnienia spowodowane pogodą, opady śniegu czy osunięcia ziemi czynią to jeszcze trudniejszym. Mimo to pracujemy ciężko, bo goszczenie ludzi w tak odległym zakątku świata napawa nas dumą, a wdzięczność trekkerów sprawia, że ten wysiłek ma sens.

Na szlaku do bazy pod Everestem często widzimy tragarzy niosących niewyobrażalne ciężary za niewielkie pieniądze. Jak z twojej perspektywy wygląda etyka pracy w tym zawodzie?

Tragarze to kręgosłup Himalajów. Bez nich nic – jedzenie, paliwo, sprzęt – nie dotarłoby do schronisk. Wierzę w uczciwe płace, rozsądne limity wagowe i prawo do odpoczynku. Niestety, nie każda firma przestrzega zasad etycznych. Niektórzy tragarze wciąż noszą więcej, niż powinni. Ale świadomość rośnie – coraz więcej turystów pyta o politykę traktowania tragarzy.
Warto jednak wiedzieć, że są różne rodzaje tragarzy. Są ci „regularni”, którzy noszą bagaże trekkerów – zazwyczaj około 25 kilogramów na krótkich dystansach. Są opłacani za dzień pracy, nie za kilogram. Ale są też tragarze transportujący towary, np. materiały budowlane. Oni są opłacani za kilogram wniesionego ładunku. Ci ludzie często sami chcą nosić jak najwięcej, bo to przekłada się bezpośrednio na ich zarobek. To ich sposób na utrzymanie. Staramy się jednak, aby w naszym rejonie wszyscy byli traktowani z szacunkiem, otrzymywali ciepłe posiłki i nocleg, gdy to możliwe.

Większość z nas nie wyobraża sobie życia bez stałego dostępu do prądu i internetu. Jak wygląda wasz „bilans energetyczny”?

Elektryczność w Gokyo zależy głównie od słońca. W pogodne dni mamy prąd przez kilka godzin – wystarczająco, by naładować urządzenia, oświetlić pokoje i uruchomić drobne sprzęty. Zmodernizowaliśmy nasz system solarny z 2 kW na 5 kW, co pozwala nam używać nawet pralki, lodówki czy elektrycznych piecyków. To drogie instalacje, ale bardzo pomocne.
Problemy zaczynają się, gdy przychodzi gorsza pogoda. W pochmurne lub śnieżne dni moc jest bardzo ograniczona. Musimy wtedy odśnieżać panele, co bywa trudne. Do gotowania i ogrzewania wciąż polegamy na butlach gazowych lub wysuszonym nawozie jaków. Energia to coś, czym musimy zarządzać każdego dnia. Odwiedzający często nie zdają sobie sprawy, jak cenne na tej wysokości jest jedno naładowanie telefonu. Marzymy o elektrowni wodnej, ale na tej wysokości to wyzwanie inżynieryjne wymagające ogromnych badań.

Skoro mowa o energii – w jednym ze schronisk usłyszałem, że jaki to najcenniejsze zwierzęta: dają mleko, transport i paliwo. Czym są dla was te zwierzęta?

Jaki to dosłownie linia życia dla społeczności wysokogórskich. Dostarczają mleka, masła, sera, mięsa, transportują towary, a ich odchody służą jako opał w miejscu, gdzie nie rosną drzewa. Ale to coś więcej. Jaki są częścią naszej kultury i tożsamości. Wierzymy, że są one darem naszego bóstwa opiekuńczego. To „klejnoty Himalajów”.
Niestety, ich liczba spada. Ludzie odchodzą od rolnictwa na rzecz turystyki. Coraz częściej do transportu wykorzystuje się konie, a świeże produkty – mięso czy jajka – dostarczają helikoptery. Mimo to życie powyżej 4000 metrów bez jaków byłoby niemal niemożliwe.

Co robicie ze śmieciami? To jeden z największych problemów w górach wysokich.

Gospodarka odpadami to ogromne wyzwanie. Staramy się zarządzać nimi odpowiedzialnie. Odpady organiczne kompostujemy lub oddajemy zwierzętom. To, co można bezpiecznie spalić – jak papier czy karton – spalamy w kontrolowanych warunkach, często używając tego ciepła do ogrzania jadalni.

Najtrudniej jest z tym, czego spalić nie można: plastikiem, puszkami, szkłem. Musimy to segregować i znosić z powrotem w doliny, do Namche Bazaar lub dalej. Transport śmieci w dół jest drogi i trudny. Czasem turyści pomagają znieść małe worki, ale rzadko z tak dużej wysokości jak Gokyo, bo dla wielu sam trekking w dół jest wyczerpujący. Nad całością czuwa Komitet Kontroli Zanieczyszczeń Sagarmathy (SPCC) oraz lokalna społeczność. Edukujemy też turystów – prosimy, by zabierali ze sobą zużyte baterie czy opakowania. Utrzymanie czystości to nasza wspólna odpowiedzialność. Te góry to nasz dom, a nie tylko atrakcja turystyczna.

Turyści znają takie miejsca, jak Twoje, tylko w sezonie trekkingowym. Jak wygląda życie tutaj, gdy ostatni gość zejdzie ze szlaku?

Rzeczywiście, większość odwiedzających widzi Gokyo tętniące życiem. Kiedy wyjeżdżają, wioska staje się niesamowicie cicha. Sezon to ciągły ruch, gotowanie, przygotowywanie pokoi. Zima to spowolnienie. My też często w styczniu i lutym schodzimy do Katmandu, gdzie jest cieplej.

Ale grudzień spędzamy tutaj. To czas napraw, zbierania opału, sprzątania. Czas na czytanie i bycie razem. Największą różnicą jest cisza. Brak kroków na szlaku, brak głosów niosących się po jeziorze. Tylko wiatr i śnieg.

Ten ośrodek to nie tylko Ty. Są tu również tragarze, pomocnicy kuchenni i przewodnicy. Kim są ludzie, którzy tu pracują? Czy pochodzą z lokalnej społeczności? Jak turystyka zmieniła ich życie – na dobre i na złe?

Ośrodkiem nigdy nie zarządza jedna osoba. Mamy tragarzy, pomocników kuchenną, przewodników, a czasem członków rodziny. Większość z nich pochodzi z regionu Khumbu. Turystyka poprawiła życie wielu osób – zapewniając dochody, edukację i możliwości dla dzieci.
Ale niesie ze sobą również wyzwania: wyższe koszty utrzymania, presję kulturową i uzależnienie od sezonu trekkingowego.

Co jest najtrudniejsze zimą na tej wysokości?

Do zimna jesteśmy przyzwyczajeni. Najtrudniejsze jest wyzwanie psychiczne. Długie noce, izolacja. Czasem przez całe dni i tygodnie nie widzimy nikogo z zewnątrz. Do tego dochodzi lęk – o zdrowie i zapewnienie pomocy w razie jego utraty, o nagłe burze, ze świadomością, że pomoc jest daleko. Ta cisza czasem przynosi spokój, ale innym razem wydaje się bardzo ciężka.

Jaki jest największy mit na temat prowadzenia takiego miejsca, w który wierzą turyści?

Ludzie myślą, że prowadzenie himalajskiego schroniska to relaks – piękne widoki, proste życie, spokój. Rzeczywistość jest inna: to noszenie ciężkich ładunków, walka o utrzymanie budynku w ekstremalnej pogodzie, zamarzająca co noc woda, gotowanie dla tłumu przy ograniczonych zasobach. Piękno jest prawdziwe, ale praca, która za nim stoi – katorżnicza.

Kiedy wszedłem do twojego schroniska, moją uwagę przykuła mała galeria sztuki, ale też wykład o globalnym ociepleniu. Jesteś jednym z naocznych świadków zmian, o których my na nizinach tylko czytamy.

Będąc tu codziennie, widzimy zmiany klimatu wyraźniej niż ktokolwiek inny. To nie teoria, to dzieje się na naszych oczach. Przez ostatnie 10-20 lat lodowiec Ngozumpa topnieje w zastraszającym tempie. Szlaki przy lodowcu stały się bardziej ryzykowne do przejścia z powodu zapadania się lodu i topnienia. Poziom jezior w Gokyo się zmienia. Śnieg jest niestabilny, zimy cieplejsze, deszcze przychodzą w dziwnych porach. Linia wiecznego śniegu przesuwa się coraz wyżej.

Dlatego stworzyłem tę galerię i jedną z prac w niej jest właśnie mój manifest, przekaz. Działalność człowieka – przemysł, transport – wyrządza ogromne szkody naturze. Tutaj, w Himalajach, ośnieżone szczyty zamieniają się w nagie skały. Jeziora polodowcowe pęcznieją i mogą w każdej chwili runąć w dół, zagrażając nie tylko naszemu stylowi życia, ale życiu w ogóle. Chcemy zachować naszą kulturę, ale przede wszystkim chcemy przetrwać. Dlatego pytam każdego, kto tu przychodzi: Jeśli nie ty, to kto? Jeśli nie teraz, to kiedy? Jeśli nie tutaj, to gdzie?

Co czujesz, patrząc przez okno na ten monumentalny krajobraz? Czy to głównie podziw, czy raczej troska o przyszłość tego miejsca?

Czuję mieszankę podziwu i odpowiedzialności. Widok zapiera dech w piersiach każdego dnia, niezależnie od tego, ile lat tu mieszkamy. Ale czasami odczuwam też niepokój – czy przyszłe pokolenia zobaczą to samo piękno, czy zniknie ono wraz z topnieniem lodowców? Mimo to to miejsce daje nam siłę, spokój i poczucie domu, którego nie da się opisać słowami.

Na koniec powiedz jeszcze słowo na temat najwyżej położonej galerii sztuki. Co można w niej znaleźć?

Nasza mała galeria to jedno z najszczęśliwszych miejsc w schronisku. Goście mogą tu zobaczyć lokalne malarstwo, fotografie i rękodzieło, które odzwierciedlają kulturę Szerpów. Nawet w tak odległym miejscu jak Gokyo jest przestrzeń na radość i kreatywność. Celebrujemy tu święta, pijemy herbatę, dzielimy się historiami. Mamy tu nawet fotel do masażu i prowadzimy terapię dźwiękiem mis tybetańskich. To miejsce, gdzie ludzie z całego świata stają się wspólnotą.

pierwszy wschód słońca w Gokyio

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *