Żegnam Cię stary roku ,a w ten nowy pragnę wejść z nadzieją i ciekawością małego dziecka. Chcę, żeby podarował Nam wszystkim więcej spokoju, siły, wytrwałości w dążeniu do marzeń. Żeby każdemu z Nas przyniósł to, co dla niego najpotrzebniejsze: zdrowie, odwagę, nadzieję i czułość. Mniej bólu, żalu i strat. Więcej serca i wrażliwości. Dużo pięknych wspomnień i cudnych chwil i wiary ,że warto wierzyć w cuda bo one naprawdę się zdążają. ❤️🌟
Niech to będzie naprawdę dobry rok!
Najlepszego!
Pięknie🩵 takich zyczeń życzyłbym sobie kazdego roku.
Tekst był dużo dłuższy. Wstęp jednak każdy może napisać swój.
Kiedy je czytałem było około 20:30. Czyli jeszzce ponad 3 godziny pozostawaliśmy w objeciach starego roku. Za jednym oknem świerszcze i świetliki i chyba żaby. Za drugim oknrm raz za razem slychac było szum i rozbiajace sie fale oceanu atlantyckiego. Jedne z ĝlośniejszych podczas naszego pobytu. Mimo ze dzień byl pochmurny i nawet momentami deszczowy, to na koniec dnia wyszlo slonce i mozna bylo wskoczyc ostatni raz w tym roku do wody. Ocean atlantycki był ciepły, piasek prawie tak drobny jak cukier puder, a uksztaltowanie dna pozwalało na bezpieczne zabawy w długich falach.
Mamy wakacje. W środku pdróży dookoła świata. Czy podczas takiego tripu trzeba wypoczywać? Oczywiście. Patrząc na zdjęcia można powiedzieć, że cały czas mamy wakacje.

Ale to, czego nie widać, to zmagania z codziennością, ktora czasami nie jest kolorowa, jak na zdjęciach. Męczą długie podroże z prEsiadkami, spanie na lotniskach, czy codzienne pakowanie i rozpakowywanie dobytku. Meczą rownież nieoczekiwane zdarzenia. Jak w przypadku Dominikany, która przywitała nas niezbyt. Rezerwacja na booking okazała się pomyłką, która na koniec kosztowała nas jedynie dużo neróŵ i dużo straconego czasu, jednak drugi dzień świąt był dość nieprzyjemny. Apartament okazał się mieć kradzione zdjęcia, niezgodny z rzeczywistością opis, a polski host zwykłym januszem biznesu i chamem. Wymiana uprzejmości skończyła się na naszą korzyść, ale niesmak pozostał. Reszta czasu w dominicusie była pół na pół. Wycieczka na rajskie wyspy z agencją, która organizuje trip w odwróconej kolejnosci niż pozostałe, to był strzał w dziesiątkę, bo miejsca, ktore odwiedziliśmy, widzieliśmy bardziej prywatnie. O prywatnosci nie mogło być jednak mowy w przypadku plaŻ na wybrzeżu. Większość należy do hoteli, a niektóre nawet nie pozwalają przez plażę przespacerować. Własność prywatna powinna być zniesiona. Nie wszędzie, ale w takich strefach. Natura powinna być dobrem publicznym i każdy powinien mieć do niej dostęp, niezależnie od statusu materialno-społecznego.
Zostawmy jednak te rozważania i przenieśmy się na północ, do las galeras. Te przenosiny trwały ładnych kilka godzin..wystartowaliśmy o 8 z dominicusa. Dojechaliśmy do bayahibe. Z 5 km. Stamtąd kolejnym colectivo (busem zgarniającym po drodze wszystkich, skąd pewnie zart o tym ile osób zmiesci się w colectivo? Jeszcze jedna) do la romana. W la romana przesiadka do lepszego busa w kierunku santo domingo, na którego obrzeżach ponownie zmieniliśmy autobus. Trzy godziny, dwie empanady i jeden przystanek na siku później, byliśmy już w samanie, skąd już tylko jeden busik, e jednak dwa, dzieliło nas od las galeras.
To właśnie stąd, z las galeras piszę tę relację. Miasteczko gwarne, ale o bardzoej lokalnym kolorycie. Mniej w nim turystoŵ. A tam, dokąd trafiliśmy, to już w ogołe cudo. Cisza. Spokój. Relaks. Moża szum, ptaków śpiew, basen, palmy i super miła właścicielka, ktoŕej częściowo zapłaciliśmy zdjęciami.
Wracajac do plaż. Wczoraj odbylismy wedrowke trasą przez 7 plaż. Wszystkie były piekne. Niemal 20 km. Piszę wędrówkę, bo były przewyzszenia, a chodzenie po skalach w sandalach do latwych nie nalezy…
Dziś wycieczka skuterem. Do samany, ktoŕa wydawala sie byc miła, kiedy jechaliśmy przez nią wcześniej, ale dziś to jakiś kociokwik.wsYscy gdzieś pędzą, pokrzykują, trąbią. Jest głośno, tloczno, a atrakcje w postaci kolorowych domków i mostu, dlugiego, prowadzącego na wyspę, jakieś takie średnie. Sama podŕóz skuterkiem była klawa, bo można poznać i zobaczyć trochę lokalnego kolorytu. Głośne bary, stragany, gdzie przymierza się majtki bez przebieralni, liczne sklepy z loterią typu lotto, czy stoiska z empanadami, przy ktorych trzeba się koniecznie zatrzymać.
, maks dwie dziennie, bo ociekają tłuszczem, ale warto spŕóbować…
Teraz piję anansową fantę. Nie jest tak dobra, jak chwilę wcześniej wypity sok, ale zimna. I z bombelkami. Cuba libre mnie nie ciagnie, a wszystkie bezalkoholowe piwa w tutejszym sklepie mialy uszkodzone puszki. Nie ryzykowalem. Z używek jest kawa. Pyszna. A do tego Pachnie czekoladą bardzo intensywnie. Zapach roznosi sie poza drzwi naszego noclegu. Z uzywek na wieczor przygotowalem cygaro. Ponoc na dominikanie jakosciowo drugie najlepsze na swiecie, zaraz po Kubie. Ale nie jestem fanem, wiec wcale sie nie nastawiam.
A za chwilę zbieramy się, by skuterem wybrać się do centrum mieściny, aby zobaczyć, jak miejscowi witają nowy rok.
Juz po poludniu byly tance na ulicach i glosna muzyka, ale ta glosnia muzyka to tutaj standard w barach i piwiarniach. Kto glosniej gra i ma wieksze glosniki, ten zdaje sie lepszy.
Wracając do życzeń, niech to bedzie naprawdę dobry rok. 2024:) 🩵

–
Nowy rok powitał nas ulewą, po ktoŕej wyszło słońce. Oczywiście musiałem oddac skuter do 9, a cały czas padało, więc do miasteczka dojechałem mokry. Centrum, gdzie skupiła się wcOrajsza impreza sylwestrowa, na ktorej bawili się bardzo głośno i tlumnie lokalesi, było w trakcie sprzątania. Mijałem szkło, śmieci i ekipy sprzątajace. Częśc sklepów była już otwarta. Ciężko poiwezieć czy to kwestia biznesu, czy po prostu impreza była krótka. Nasza, wybraliśmy się na plażę, gdzie potańcYliśmy chwile przy muzyce na żywo, zakończyła się koło 1:00.
Tak czy inaczej, oddałem skuter. Przestało padać,więc na pociesEnie zajrzałem do francuskiej piekarni. Peso starczyło mi na bagietkę i z nią w ręce wybrałem się w drogę powrotną, scieżką prowadzącą wzdłuż wybrzeża.
Bagietka z jajkiem i awokado było pyszka.
Po śniadaniu siedziałem na tarasie, słuchałem oceanu, spoglądałem raz na soczystą zieleń, raz na ocean właśnie i myślałem sobie, że to jeden z moich najlepszych pierwszych stycznia w życiu. Aż nie chce się wyjeżdżać. No ale meksyk czeka!
